Witam!
Dziś napiszę o górze Marcahuasi.
Poniżej umieszczam filmik z YouTube.
Ruiny preinkaskiego miasta i skalne pomniki można zobaczyć w
jednym z najbardziej tajemniczych miejsc w Peru. Marcahuasi znajduje się
zaledwie sto kilometrów od Limy, ale dotrzeć tam wcale nie jest łatwo.
O Marcahuasi można usłyszeć i przeczytać niesamowite historie. Jakby
było bajką, a nie rzeczywistością. Problem w tym, że tak jest naprawdę.
Niezwykłość tego miejsca stawia je na równi z Machu Picchu. Jak nie
wyżej. Dla mnie wyżej.
Już sam opis Marcahuasi wydaje się nieprawdopodobny.
To położony na wysokości czterech tysięcy metrów nad poziomem morza
płaskowyż pełen formacji skalnych, które przypominają kamienne posągi.
Przedstawiają między innymi: wielbłąda, lwa, kondora, żółwia i lamę oraz
stado fok. Najbardziej niezwykły obraz kryje się w wielkim głazie,
który składa się z… ludzkich twarzy. W zależności od kąta patrzenia i
oświetlenia słonecznego wydają się one zmieniać. Raz jest to starzec,
innym razem kobieta. W sumie na tym kamieniu można naliczyć czternaście
twarzy. Nazywa się Pomnikiem Ludzkości.
STARZEC:
KOBIETA:
Trudno uwierzyć nawet w to, że Marcahuasi położone jest zaledwie
dziewięćdziesiąt kilometrów od Limy. Żabi skok, prawda? Właśnie, że nie.
Ze stolicy Peru trzeba ponad pięciu godzin – najpierw autobusami, a
potem na piechotę lub konno, ewentualnie z osiołkiem dźwigającym bagaż,
by dotrzeć w to miejsce. A na całą, powierzchowną wyprawę z trudem
wystarczają dwa dni.
To dlatego Marcahuasi odwiedza tak niewielu turystów. Niespełna
tysiąc Peruwiańczyków i zaledwie stu obcokrajowców rocznie. Dla
porównania: do Machu Picchu przybywa ich dwa i pół tysiąca dziennie.
Na chętnych czekają zimne pokoje i grube koce. Nie ma pościeli i
ciepłej wody. Dla wybrednych, którzy nie chcą spać w takich warunkach,
pozostaje nocleg w namiocie rozbitym wyżej niż najwyższy szczyt w
Polsce. Jednym zdaniem Marcahuasi jest dla zaprawionych w bojach
turystów. Ci, którzy cenią sobie komfort, nie mają tu czego szukać.
Tego zupełnie niekomeryjnego miejsca nie ma w ofertach tradycyjnych
biur podróży. Od Limy jest tak blisko, ale i tak daleko zarazem, że
organizatorzy masowych wypraw wolą skupić się na czymś innym. Wolą
jechać z klientami prosto, łatwo, wygodnie i szybciej. Czas to przecież
pieniądz.
Ale pieniądz to nie wszystko.
Nazwa Marcahuasi (wymawia się markałasi) pochodzi z dwóch słów w języku keczua: marka, które oznacza opiekuna i wasi, które oznacza dom. Sprawa jest więc jasna: opiekun domu.
Podobnie pochodzenie płaskowyżu zostało dokładnie wyjaśnione. Zdaniem geologów cały teren składa się z wulkanicznej materii.
Pochodzenie skalnych rzeźb ciągle jednak pozostaje zagadką.
Naukowcy twierdzą, że skalne sylwetki ludzi i zwierząt powstały w
wyniku erozji dawnych lodowców, do czego przyczyniły się zmiany klimatu.
Nie potrafią jednak wytłumaczyć, dlaczego natura była aż tak dokładna:
profile postaci są wyraźne i proporcjonalne.
Pytań bez odpowiedzi jest więcej. Choćby to, dlaczego wśród
powstałych tysiące lat temu skał znajduje się twarz o wyraźnych
afrykańskich rysach, skoro pierwsi czarnoskórzy ludzie przybyli do
dzisiejszego Peru w czasie konkwisty kilkaset lat temu? Jakim cudem na
starym andyjskim płaskowyżu znalazły się chińskie znaki? Z jakiego
powodu wśród widocznych w Marcahuasi postaci można rozpoznać ludzi
wszystkich ras na świecie?
Tajemnice są źródłem niemożliwych do sprawdzenia teorii. Tak stało się też w przypadku tego miejsca.
Najważniejsza z teorii związana jest z cyklem występującym na Ziemi
co kilka tysięcy lat. Zagraża on istnieniu wszystkiemu, co na niej żyje.
Na naszej planecie istnieje jednak kilka miejsc, w których można
niejako przechować życie. Tak, by mogło odrodzić się po kataklizmie.
Wedle tej teorii jednym z takich miejsc jest właśnie Marcahuasi.
Gdyby ta teoria była prawdziwa, znaczyłoby to, że ponad osiem tysięcy
lat temu płaskowyż zamieszkiwała prymitywna kultura (nazywa się ją
kulturą Masma), która przetrwała jakiś kataklizm i stworzyła skalne
wizerunki będące dla nas czymś, czego nie potrafimy odczytać.
Pewne jest, że mieszkali tam kiedyś ludzie. Świadczy o tym choćby
najwyższy punkt na płaskowyżu zwany fortecą. To ogromny monolit
przypominający kamienny ołtarz. Poniżej są także resztki miasta oraz
chullpas – grobowce, w których chowano zmarłych w czasach
prekolumbijskich.
O Marcahuasi, pod którym płyną podziemne strumienie, mówi się również
jako o niezwykle ezoterycznym miejscu. Wulkaniczne pochodzenie skał
sprawia, że posiadają one większą zawartość kryształów, w tym kwarcu. Ma
to przyczyniać się do emisji energii astralnych.
Według kolejnych teorii Marcahuasi jest bramą do innych wymiarów i
strategicznym miejscem dla niezidentyfikowanych obiektów latających.
Informacje i zdjęcia zaczerpnięte z http://kochamyperu.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przy umieszczaniu komentarza sprawdź czy nie użyłaś/łeś wulgaryzmów, nie obraziłaś/łeś właścicielki Bloga, nie umieszczasz czegoś, co może być naruszeniem dobrego imienia innych. Inaczej licz się z usunięciem Twojej wypowiedzi.